środa, 8 października 2014

Premier



    Zegar na desce rozdzielczej wskazywał równiutko czwartą trzydzieści, gdy samochód Stephane'a Antigi włączył się do ruchu na jednej z warszawskich ulic. Trener polskiej kadry spieszył do Rzeszowa, gdzie był umówiony na dość wczesną godzinę, a że spóźniać się nie lubił, wyjechał tak, żeby mieć zapas czasu, na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń na trasie. Mieszkał w Polsce dostatecznie dlugo by wiedzieć, że na polskich drogach dziać się mogą rzeczy o których nie śniło się filozofom, ani nawet fizjologom.
    Do wschodu słońca zostały jeszcze dwie godziny, było zatem wciąż ciemno, a do tego nie wiadomo skąd przypełzła mgła, owijając się wokół latarń. Jadące z przeciwka samochody wyłaniały się z białych tumanów niczym niewyraźne duchy, świecące oczyma reflektorów, przemykały obok, po czym tonęły w bieli gdzieś z tyłu. Stephane czuł się tak, jakby przez pomyłkę zabłądził do jakiejś innej rzeczywistości i wcale nie zdziwiłby się, gdyby za chwilę ujrzał wśród ćmy drogowskaz z napisem "Silent Hill".
    Zamiast tego z oparu wychynęła zielona tablica z napisem "Raszyn", a na tablicy rozdzielczej zamrugało ostrzegawczo czerwone światełko. Stephane spojrzał na wskaźnik paliwa, nieubłaganie zbliżający się do zera. No tak, miał zatankować wczoraj, po wizycie w telewizji, ale prowadząca wywiad dziennikarka tak go ogłuszyła swoją ledwie ukrywaną chcicą, że zwyczajnie zapomniał i pojechał prosto do domu. Mało brakowało, a ta kobieta zmacałaby go pod stołem, chociaż dobrze wiedziała, że Antiga ma rodzinę, zapewne oglądającą ten wywiad.
    Rodzina... Stephane westchnął, po czym wcisnął hamulec do dechy, bo przed maską zmaterializował mu się znienacka rowerzysta - ninja, ubrany na ciemno i pozbawiony zupełnie elementów odblaskowych. Dobrze, że nikt Antidze się nie wiózł na kufrze, bo miałby blachy do klepania jak amen w pacierzu.
Rowerzysta pogroził Stephanowi i odpedałował w ciemność, watowaną białym oparem, a Antiga wyłowił bystrym okiem neon stacji benzynowej na poboczu i wrócił do przerwanych rozmyślań. Z rodziną nie było najlepiej, małżonka nie podzielała jego upodobania do Polski... Zresztą ostatnio mało co podzielali... Zabrała zatem dzieci i pojechała do Francji, twierdząc, że musi odpocząć od tego dziwnego kraju i przemyśleć sobie pewne sprawy.
    Stephane kochał żonę i szalał za swymi dziećmi, za polską siatkówką jednakże też szalał. Nie potrafił, skonstatował wrzucając kierunkowskaz i zjeżdżając na pas, z którego mógł skręcić na stację, nie potrafił otóż rzucić projektu, który dopiero zaczął budować, można rzec, położył dopiero fundamenty, choć już ozdobione mistrzostwem świata.
    Wyłączył silnik i w milczeniu oczekiwał na pojawienie się pracownika obsługi. Po kilku minutach we mgle zamajaczyła jakaś postać, ale szła ona z niewłaściwej strony, nie z budynku stacji, ale jakby gdzieś z boku. Zupełnie jakby wyłoniła się z krzaków, rosnących przy parkingu.
Stephane zmrużył oczy. Tu się działo coś dziwnego.
    Nagle postać obejrzała się przez ramię, po czym ruszyła chwiejnym biegiem do przodu. Wiedziony odruchem pomocy Antiga wyskoczył z samochodu, akurat we właściwym momencie, żeby chwycić nadbiegającą osobę w ramiona.
    - On... - wykrztusiła, była to bowiem kobieta. - Goni mnie!
Drżącą dłonią wskazała pobliskie krzaki wyglądające iście groteskowo, jak żywcem wyjęte z sennego miasteczka w amerykańskich horrorach klasy B.
    - Tam nikogo nie ma. - odpowiedział Stephane. - Czy coś pani zrobił? - zapytał, gdyż poważnie podejrzewał że kobieta mogła stać się ofiarą gwałtu.  Nie czekając na odpowiedź spanikowanej nieznajomej poprowadził ją ku budynkowi stacji.  Pracownik wychodzący do obsługi klienta, spojrzał na kobietę z wyraźną dezaprobatą jakby tulące się do kurtki Antigi, nieszczęście było podejrzaną o rozbój albo coś gorszego.
    W oświetlonym budynku, przystacyjnej restauracji Stephane dojrzał wyraźniej jak wygląda nieznajoma. Przedstawiała sobą obraz nędzy i rozpaczy, ciemne włosy w mokrych strąkach zwisały wzdłuż jej głowy, przyklejając się do zabrudzonej i zadrapanej twarzy. Ubranie nie wyglądało lepiej, można powiedzieć że były to obdarte łachmany, również uwalane w błocie z poprzyklejanym listowiem. Z jasnych oczu kobiety wyzierał strach i kompletna rozpacz a jej sinoblade usta drżały pomimo przyjemnie ciepłej temperatury panującej wewnątrz budynku.
    Antidze zrobiło się potwornie żal kobiety, chciał wstać od stolika żeby zamówić dlań coś ciepłego, jednak gdy tylko się podniósł drobna dłoń nieznajomej złapała go za rękaw.
    - Nie odchodź.... - błagała z rozpaczą. - Nie...zostawiaj mnie samej!
Stephane ukląkł przy dziewczynie, gdyż teraz dokładniej widział że nienzajoma nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia parę lat.
    - Co się stało?- zapytał łagodnie.
    - On...- próbowała się wysłowić. - Napadł mnie na przystanku i...- przymknęła powieki jakby chciała znaleźć w sobie siłę do opowiedzenia.
Stephane nie mówił nic, czekał na dalszy ciąg.
    - ...on próbował mnie zgwałcić!- wykrzyczała a potem rozpłakała się zarzucając ręce na jego ramiona.
Antiga delikatnie objął drżące barki kobiety.
    - Jest pani bezpieczna - zapewnił.
Brzęknął dzwonek nad drzwiami, zwiastując powrót pracownika stacji. Krępy facet w kombinezonie wepchnął się za ladę, po czym spojrzał na Stephane'a, nie wiedzieć czemu z dezaprobatą.
    - Sto dziewięćdziesiąt pięć pięćdziesiąt się należy - poinformował.
Stephane odplątał ostrożnie ramiona kobiety, otaczające jego szyję, wydłubał z wewnętrznej kieszeni płaszcza portfel i położył na ladzie dwa banknoty stuzłotowe.
    - Niech pan zadzwoni na policję - rzekł. - Tę panią napadnięto.
    - Sam pan zadzwoń - odparł facet ze stacji, ciskając resztę w bilonie na blat. - Ja tam się w cudze sprawy nie mieszam. Pewnie się z chłopakiem pokłóciła, albo co, nie mój biznes.
    Stephane spojrzał na nieznajomą, która siedziała przy stoliku, ubrana tylko w podartą bluzkę i spódnicę, skulona jak przerażone zwierzątko. Kiedy odgarnęła nerwowym ruchem mokre włosy z twarzy, ujrzał na wierzchu jej nadgarstka głębokie zadrapania. Zdecydowanie nie wyglądała jakby się pokłóciła z chłopakiem, no chyba, że ten chłopak nazywał się Ted Bundy.
    Decyzja podjęła się właściwie sama. Nie można było zostawić dziewczyny na pastwę losu, była w szoku, kto wie co mogła zrobić, a ten ćwok zza lady nie miał zamiaru kiwnąć paluchem. Stephane rycerskim gestem zdjął płaszcz i okrył nim dziewczynę. Nie zaprotestowała.
    - Musi pani iść na policję - powiedział.
    - Nie! - zaprotestowała. - On tam gdzieś jest!
Wcisnęła się w plastikowe krzesełko, jakby chciała się schować w jego szparach.
     - Spokojnie - rzekł Stephane kojąco. - Ja panią zawiozę, może tak być?
Przez chwilę milczała, wpatrując się w niego tymi swoimi wielkimi oczyma. Potem powoli skinęła głową.
Komisariat w Jankach pachniał kurzem, kawą i śniadaniem, spożywanym przez siedzącego przy stole dyżurnego funkcjonariusza.
    - Ta pani... - zaczął Stephane.
Policjant spojrzał na niego nieżyczliwie znad rozłożonych na stole kanapek.
    - Musicie czekać - odparł. - Dyżurny właśnie kończy zmianę, zaraz nowy przyjdzie.
    - A pan? - zapytał Antiga.
    - A ja nie jestem dyżurny - odparł policjant, wskazując na drewniane ławy w poczekalni.
Stephane troskliwie posadził dziewczynę na jednej z nich, usiłując ogarnąć to, czego był świadkiem. Przecież policja jest po to, by pomagać ludziom, czy oni nie widzą, że ta kobieta została napadnięta i potrzebuje tej pomocy? Jak można było kazać jej czekać, myślał, odruchowo obejmując nieznajomą ramieniem, gdy złożyła mu głowę na barku. Ta Polska to czasem cholernie dziwny kraj.
    "Zaraz" okazało się dwudziestoma minutami, po których nowy dyżurny raczył wreszcie przyjść na miejsce pracy, jego kolega zaś skończył posiłek i posprzątał po nim, zwalniając miejsce.
    - No? - zapytał dyżurny, spoglądając na Stephane'a i nieznajomą.
Stephane streścił wydarzenia których był świadkiem, zachęcając do mówienia swoją towarzyszkę.
    - Wracałam z pra...pracy, ja tu pracuję w galerii, w sklepie - mówiła cicho, z wzrokiem wbitym w blat stołu. - Stałam na przystanku, podszedł do mnie facet i poprosił o ogień, ja nie... nie palę i... i...
Dolna warga jej zadrżała konwulsyjnie, w oczach zaszkliły się łzy.
    - I? - zapytał dyżurny, absolutnie znudzony.
Stephane spojrzał na niego z niedowierzaniem.
    - Powiedziałam mu, że nie mam - wyszeptała dziewczyna. - Złapał mnie w pasie, zatkał ręką usta i zaciągnął w krzaki, nad stawy. Ch... ch... chciał mnie zzzzzz...
Antiga uspokajająco pogłaskał ją po ramieniu, tymczasem policjant odchylił się na krześle i zmierzył dziewczynę pogardliwym spojrzeniem.
    - Kituś bajduś - oznajmił. - Próbował panią zgwałcić, a pani potem wsiadła do samochodu zupełnie obcego faceta? Ma mnie pani za idiotę?
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na niego, jej oczy gorzały gniewem.
    - Ja nie kłamię! - krzyknęła.
    - A ja jestem Doda Elektroda - odparł dyżurny złośliwie.
Blade dłonie dziewczyny zacisnęły się w pięści.
    - Jak pan może...?!
Wybiegła z pomieszczenia. Stephane rzucił policjantowi spojrzenie pełne niesmaku i niedowierzania, po czym popędził za nieznajomą. Znalazł ją przed posterunkiem, opartą o jego samochód i zapłakaną.
Szczerze mówiąc na ten widok serce ścisnęło mu się z żalu i chociaż był człowiekiem z natury spokojnym i wyrozumiałym, miał szczerą chęć wrócić na komisariat i wyrżnąć dyżurnemu w szczękę.
    Zamiast tego wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę chusteczek higienicznych podając zapłakanej kobiecie jedną z nich. Przyjęła ją w wdzięcznością, zaraz potem jej płacz zamienił się w ciche chlipanie a na pobrudzonych ziemią i błotem policzkach widniały jeszcze ślady po niedawnych łzach.
    - Helena jestem. - przedstawiła się dość nieoczekiwanie. - Helena Karska. Chciałam panu podziękować za podwiezienie i pomoc...
    - Stephane Antiga. - podał jej rękę uśmiechając się nieznacznie. - I naprawdę nie ma o czym mówić, każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo.
    - Nie każdy. Widzi pan w tym kraju ludzie czasami zachowują się jak podłe wieprze, czego miał pan próbkę na komisariacie. Długo mieszka pan w Polsce?
    - Siedem lat i szczerze powiedziawszy taka sytuacja spotkała mnie po raz pierwszy.
    - Pierwszy raz umoursane straszydło wyleciało na pana z krzaków czy pierwszy zderzenie z polskimi stróżami prawa? - zapytała gorzko.
Stephane spojrzał w jasne oczy Heleny widząc w nich autentyczny strach i bezsilność.
    - Policję widywałem dotychczas tylko podczas kontroli drogowej. - odpowiedział.- Podwiozę panią do domu, proszę tylko podać adres.
    - Proszę się nie fatygować i tak stracił pan mnóstwo czasu...- rzekła, odruchowo owijając się ciaśniej jego płaszczem. Wtuliła się w miękką tkaninę przepojoną zapachem perfum mężczyzny, który okazał się dla niej tak dobry.  Podawszy mu adres wsiadła do jego audi, milknąc i wpatrując się w budzące się ulice stolicy.
Antiga to francuskie nazwisko i akcent zdradzał pochodzenie jej wybawcy. Po jakości tkaniny płaszcza i ogólnemu wyglądowi zewnętrznemu Stephane'a można było wnioskować, że był raczej człowiekiem zamożnym. Zadbane dłonie, którymi podawał jej chusteczki a także błyszcząca, platynowa obrączka na serdecznym palcu lewej ręki.
    Nawet jasne, falowane włosy zaczesane do tyłu w modną fryzurę jakby przed chwilą wyszedł z łam miesięcznika o modzie męskiej. Siedziała teraz w wygodnym samochodzie tego człowieka, czując się jak wrak. Miała dwadzieścia siedem lat, harowała na dwa etaty i nie było ją stać nawet na używany samochód, przez co musiała wszędzie dojeżdżać komunikacją miejską. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie to że miejsce jej nocnej pracy było lepiej oświetlone i gdyby nie przydarzyła się ta sytuacja. Od kilku dni czuła, że ktoś za nią łazi ale w najśmielszych snach nie spodziewała się napaści. Gdy skończyła analizować swoje fatalne położenie i to, że w torebce nie ma nawet narzędzia do obrony, samochód Antigi zaparkował pod blokiem w którym mieszkała.
    Apartamentowcem w centrum owe sczerniałe czteropiętrowe bloczysko to nie było a swoją świetność zgubiło gdzieś kilka lat po upadku komuny, gdyż pamiętało zapewne jeszcze ciężkie czasy gomułkowskie.       
    Nie miała jednak innej alternatywy, czynsz był niedrogi a mieszkanie jej na własność gdyż odziedziczyła je po bezdzietnej siostrze swojego dziadka. Nie powinna narzekać, nie każdy Polak klasy średniej przed trzydziestką mógł pochwalić się mieszkaniem w stolicy, większość szaraków wynajmowała lokale za horrendalnie wysokie ceny. Każdy w tym kraju chciał zarobić, zwłaszcza zaś wynajmujący mieszkania.
    - Odprowadzę panią - zaofiarował się Stephane. - Nie chcę, żeby pani się bała.
Spojrzała na niego z wdzięcznością.
    - Dziękuję - rzekła gorąco. - Pewnie narobiłam panu problemów, nie wiem dokąd pan jechał, ale na pewno pan się spóźni...
Antiga uniósł uspokajająco dłoń.
    - Mną niech się pani nie przejmuje - rzekł. - Poradzę sobie.

    W milczeniu wspinali się wąską klatką schodową, po wydeptanych lastrikowych stopniach. Ze ścian tu i ówdzie obłaziła farba, a na olejnych lamperiach gimbaza powypisywała markerami wulgaryzmy i wyznania miłosne. Nie budowało to bynajmniej atmosfery ciepła i przytulności.
    Na czwartym piętrze Helena zatrzymała się przed drzwiami obitymi drewnianą boazerią i wyposażonymi w wielki wizjer.
    - To tu - rzekła po prostu. - Nawet nie wie pan jak bardzo jestem panu wdzięczna, nie wiem co by było, gdyby nie pan. Widzi pan, ja mu uciekłam, kopnęłam go chyba w jaja, ale gdyby pana tam nie było, ten skurwiel wygarnąłby mnie z tej stacji, a ten tłusty dupek zza lady nawet by się nie ruszył...
Łzy napłynęły jej do oczu.
    - Potrzebuje pani odpoczynku, Helene - rzekł Stephane. Wypowiedział jej imię miękko, z francuska i było w tym coś dziwnie kojącego. - Niech pani się prześpi. I proszę, niech pani będzie ostrożna i nie otwiera byle komu.
Helena pokiwała głową.
    - Ma pani przyjaciela? Kogoś kto mógłby do pani przyjechać w razie potrzeby? - zapytał, jego spojrzenie było pełne troski.
    - Nie bardzo - odparła.
Namyślał się przez chwilę, potem wyciągnął dłoń w jej stronę.
    - Mogę prosić o mój płaszcz? - zapytał z lekkim uśmiechem.
    - A! O! Tak, oczywiście! - zreflektowała się i natychmiast oddała mu okrycie.
Wyjął z kieszeni notes i długopis, następnie zapisał coś na jednej z kartek którą wyrwawszy podał Helenie.
    - To mój numer telefonu - wyjaśnił. - Gdyby czegoś pani potrzebowała, albo czuła się pani zagrożona, proszę dzwonić. Nie gwarantuję, że będę w pobliżu, ale postaram się jakoś pomóc.
    Poczekał aż dziewczyna wejdzie do mieszkania i zamknie za sobą drzwi. Dopiero gdy przekręciła górną zasuwę, usłyszała jego lekkie kroki na schodach.
    Jeszcze raz spojrzała na kartkę, na której pochyłym, zamaszystym pismem wypisano rząd cyfr i westchnęła.
Skąd on się taki wziął, ten Stephane?

_____________________________________________________________________
 Startujemy z jedynką! 
                                                               Miłego czytania F&M :) 

 

24 komentarze:

  1. fascynujące *.* bardzo podoba mi się akcja, a styl pisania mnie urzekł :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieźle sie rozkręca :) Rzeczywiście, widać róznice między Waszymi poiprzednimi opokami, tutaj jest bardziej mrocznie i triche przygnębiająco, ale to dobrze, nie wszytsko musi byc cukierkowe to raz, a dwa, dzięki temu nie ma sie wrażenia że oprocz bohaterów nic sie historie nie róznią. Styl nadal mnie zachwyca, piszcie dalej, czekam :)
    skorpionik

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się nieźle, piszecie bardzo fajnym, bogatym, ale jednocześnie lekkim w czytaniu językiem. Kilku przecinków zabrakło i znalazło się parę błędów, ale nobody's perfect :)
    Jedyne do czego mogę się przyczepić, to scena w komendzie. To zupełnie nie tak wygląda. Sorry, zboczenie poniekąd zawodowe :)
    Anyway, czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! Może zacznę inaczej patrzeć na monsieur trenera.

    OdpowiedzUsuń
  4. Scena w komendzie jest niemal w całości z życia wzięta, tyle, że zgłaszałam kradzież, a nie usiłowanie gwałtu, no i na przyjście nowego dyżurnego czekałam godzinę, a nie dwadzieścia minut. Oficer dyżurny, który kończył zmianę i absolutnie nie mógł przyjąć mojego zgłoszenia, żarł w tym czasie śniadanko i zapijał kawusią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie, fajnie. Stephane taki inny niż zwykle:D Robi się coraz ciekawiej:) Czekam na next'a/MaggieQ

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mi się tu podoba. Jest tak mrocznie, tajemniczo... Helena miała szczęście, że spotkała Stephane, bo nawet nie chcę myśleć, do czego posunąłby się ten zboczeniec.
    Znieczulica stróża prawa na komendzie policji poraża. Cóż, welcome in Poland...
    W tym rozdziale nasz trener wydaje się być bardziej "rzeczywisty" niż w poprzednim rozdziale. Miły, uczynny... Kurcze, przez was zacznę mieć crusha na dojrzałych mężczyzn! :P
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Poprawiło się językowo, to realizm klęknął. Kiedy widzę, jak młoda dziewczyna, którą dopiero co ktoś próbował zgwałcić, rzuca się na szyję obcemu mężczyźnie, ba! wsiada z nim do samochodu, to zastanawiam się, czy tylko mnie irytuje takie oderwanie od rzeczywistości, czy może to znak naszych czasów i wszystko tak ruszyło z impetem do przodu, że nie nadążam.
    W moim odczuciu lepiej by się sprawdziło, gdyby Stefan zadzwonił i po karetkę i po policję - nawet w takiej sytuacji dałoby się to pociągnąć, aby dał jej ten numer telefonu, być może odwiózł po wszystkim do domu. Tu mi się nie podobało.
    Natomiast za scenę na komisariacie, to szacun. Próbowałyście pewnie ukazać nieporadność policji czy coś w tym stylu, ale w połączeniu z wcześniejszą sytuacją (dziewczyna po domniemanej próbie gwałtu wsiada z obcym do auta) sprawiło, że miałam ochotę przybić policjantowi piątkę i dać medal za logiczne myślenie. Trochę to naprawiło wcześniejsze wrażenie i stanowiło spójną całość.
    Niestety, zaraz wszystko się posypało, gdy tylko wyszli z komisariatu i, jakby nigdy nic, zaczęli luźną pogawędkę przy samochodzie.
    Nie wiem, może jestem przewrażliwiona, ale gdybym sama znalazła się w sytuacji, kiedy warunki pogodowe przypominają Silent Hill, a ktoś mnie napada i próbuje zgwałcić do tego stopnia, że jestem poobdzierana i brudna, to byłabym tak przerażona, że Stefan mógłby się mi oświadczyć, a posłałabym go do stu diabłów.
    Widzę jednak postęp, powrót do lekkiego języka, który, choć nie zawsze jestem jego fanką, to sprawia, że nie zgrzytam zębami, ale czytam dalej bez mozołu i trudu.
    Mam nadzieję, że dalej będzie lepiej. Chyba będę najbardziej czepialskim komentatorem tutaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psychikę każdy człowiek ma inną jak słusznie zauważyła Martina każdy reaguje w inny sposób. Polecam czasami obejrzeć program ID co prawda większość morderstw/gwałtów i stalikngów etc dzieje się za Oceanem ale równie dobrze można takie sytuacje przekalkować na nasz polski grunt.
      Samej przydarzył mi się przykry incydent z ekshibicjonistą - zboczeńcem, który gonił mnie i moją koleżankę a kilka dni wcześniej próbował wciągnąć na działki inną kobietę. Ja zaczęłam uciekać a moja znajoma buchnęła śmiechem. Mało realistyczne prawda?
      O ile rozumiem akurat doczepienie się do sceny wyskoczenia Heleny z krzaków i rzucenie się na Stefana to akurat zarzut do wyjścia z komisariatu mnie dziwi. Nie każda kobieta w romansach( nie uciekajmy od tego słowa bo to romans) musi zachowywać się jak niespełna rozumu firana. I są tutaj dwie sprzeczności w twojej ocenie, bo raz zarzucasz nam że rzuciła się w ramiona Stefana a raz, że po wszystkim zachowywała się normalnie i próbowała podziękować facetowi, który bądź co bądź zachowywał się rycersko. Miała jęczeć i zawodzić przez cały czas?
      Sorry do firan i Mary Sue mam raczej alergiczny stosunek więc rwania włosów białogłowy nie będzie.

      Usuń
    2. Zgadzam się, że każdy ma inną psychikę i można w szoku zareagować różnie, jednak człowiek jest zwierzęciem, które w momencie zagrożenia reaguje instynktownie, ratując się za wszelką cenę. Być może, jak wspomniałam, takie czasy, że ludzie zatracają ten instynkt,mnie takie zachowanie razi i trąci głupotą. Miałyście prawo tak to napisać, mnie ma prawo się nie podobać, prawda?
      Akurat przypadki gwałtów/morderstw/czegokolwiek, które miały miejsce na terenie USA jest dla mnie w przeważającej większości ewidentnie tym właśnie przykładem głupoty. Co do przypadku ekshibicjonisty - znów jest przykład dwóch różniących się od siebie sytuacji. Podejrzewam, że też zareagowałabym śmiechem, gdyby koleś się przede mną obnażał. Co innego, gdyby ów koleś nagle zaczął mnie szarpać i próbować zgwałcić. Próba gwałtu to próba gwałtu,a nie pokazanie, za przeproszeniem, pindola w parku.
      Cały mój zarzut dotyczący tej części, nawet nie dotyczy bezpośrednio Heleny, bo okej, emocje minęły, uspokoiła się, więc mogła podziękować Stefanowi. Przyjęłabym jej zachowanie inaczej, nawet zrozumiała, gdyby chodziło o to, że ktoś ją okradł, wyrwał torebkę, czy napadł i okradł. Niestety, ale zdarzyło mi się mieć to nieszczęście i nieprzyjemność obcowania z dziewczyną, którą też prawie zgwałcono. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że w takich momentach wzywa się policję i ona nigdy, ale to nigdy nie ignoruje takiego wezwania. A i o rzucaniu się w ramiona kogokolwiek obcego nie ma mowy.
      Nie oczekiwałam rwania włosów z głowy przez załamaną i znerwicowaną niewiastę, ale na koniec miałam wrażenie, że Helka zapomniała o tym, że ktoś ją próbował zgwałcić i za chwilę padnie zemdlona z zachwytu nad pięknym Stefanem.
      Może i reakcja policjanta była burakowata, ale zachowanie bohaterki było głupkowate... po ostrych słowach policjanta wybiega z fochem z komisariatu, no przepraszam bardzo.
      Reasumując, początek był fajny, naprawdę liczyłam, że skoro mocno weszłyście z tą próbą gwałtu, to równie mocno i, co dla mnie najważniejsze, realnie to pociągnięcie. Z próby gwałtu, w moim odczuciu, zrobiła się afera w rodzaju 'bo on mnie pocałował, a ja nie chciałam, ale jest już Stefan, więc rzucę się jemu w ramiona'.

      Usuń
    3. O słodki Jezu... Gwałty i morderstwa jako przykłady głupoty? Ale co właściwie chciałaś przez to powiedzieć? Co się tyczy policjanta, to przepraszam, nie wiem w jakim kraju żyjesz, ale podejrzewam, że to nie Polska. Bo w Polsce rozmaite organizacje trąbią od lat, że policja ma do tych kwestii podejście wręcz skandaliczne, a bagatelizowanie zeznań kobiet, które próbują złożyć doniesienie o gwałcie to wręcz plaga. O ponownej traumie jakiej ofiary doznają wskutek chamskiego przesłuchania już wspominać nie będę.

      Tu masz próbkę tego, co polscy plicjanci potrafią: http://www.zw.com.pl/artykul/665171.html

      Takich spraw jest mnóstwo.

      Co się tyczy reakcji Heleny, no wyobraź sobie, że siedzisz na komisariacie, roztrzęsiona, poobijana, adrenalina jeszcze w niej bulgocze, a tu buc w mundurze się z niej nabija i zarzuca kłamstwo. Nie wkurzyłabyś się do białości? Co do mdlenia z zachwytu to ja nie wiem gdzie je znalazłaś. Laska podziękowała Stefanowi za pomoc i tyle. Nie śliniła się, nie obcinała Stefka wzrokiem, nie podrywała go, rzęsami nie łopotała. No nie widzę w czym jej się to omdlewanie z zachwytu objawiało.

      Usuń
    4. "Akurat przypadki gwałtów/morderstw/czegokolwiek, które miały miejsce na terenie USA jest dla mnie w przeważającej większości ewidentnie tym właśnie przykładem głupoty. "
      Bo USA to co głupi naród a my w Polsce jesteśmy mądrzejsi? Sorry ale tak to zabrzmiało.
      Co do ekshibicjonisty to przepraszam Cię bardzo, ale w programie PO( tego szkolnego) jest obszerne objaśnienie tematu napaści zwłaszcza zaś ekshibicjonistów. Bo zboczeniec może być niegroźnym dewiantem, ale może też być gwałcicielem albo mordercom nie wiemy tego i osoba racjonalnie myśląca powinna uciekać a nie wybuchać śmiechem. Poza tym skoro taka osoba kogoś goni to chyba nie chce mu zrobić darmowego striptizu, prawda?
      Miałam w klasie dziewczynę, która została brutalnie napadnięta w lasku komunalnym i wiedziało o tym wiele osób a dzień później przyszła do szkoły jakby nigdy nic. Wszystko rozbija się o psychikę u każdego człowieka(nie zwierzęcia) różną.
      Co do policji to przepraszam, ale gdyby mi ktoś insynuował że wymyślam sobie bajeczki tylko na podstawie tego, że na komisariat ktoś mnie przywiózł to też bym raczej nie miała o czym z taką osobą rozmawiać. Ofiary oraz niedoszłe ofiary gwałcicieli zazwyczaj boją się przyznawać, właśnie dlatego że nie chcą zostać wyśmiane albo napiętnowane. Bo przepraszam Cię bardzo, ale w tym kraju nadal wielu mężczyzn( i nie tylko) myśli stereotypem. "Zgwałcili ją?" "Pewnie sama się prosiła" Oraz nie rozumiem ostatniego zdania o aferze bo on mnie pocałował i rzucę się na Stefana bo jest piękny. Przeczytałam rozdział jeszcze raz i nie zauważyłam żeby bohaterka rzucała się na Antigę tylko dlatego, że jest piękny.
      Nie jestem również przekonana do twoich argumentów i naprawdę odnoszę wrażenie, że krytykujesz dla samego skrytykowania. Mam nadzieję, że się mylę. Bo jakoś koleżanka z truskawką w nicku nie ma nic do powiedzenia.
      Najbardziej lubię porównywać cudze dokonania, zderzyć je z własną tudzież Martiny "twórczością" a potem dopiero mówić komuś co zrobił źle i dlaczego mi się nie podoba. I żeby nie było piszę to z konta a nie anonimu ;)

      Usuń
    5. Co chciałam powiedzieć przez to, że niektóre gwałty i morderstwa to przykłady głupoty? Że są przykładami głupoty. Przepraszam, że jestem tak nieczułym bucem, że nie paraliżuje ani nie wzrusza mnie historia laski, która z jednego obcego auta, w którym dzieje się jej krzywda, wskakuje do innego, obcego auta, bo koleś obiecał jej pomoc. Nie tak funkcjonuję w tym świecie i, jak widać, mam się świetnie, więc moja metoda musi działać. No i rzeczywiście, nie mieszkam w Polsce, ale jednocześnie nie wierzę w absolutnie wszystko, co wypisane jest w internecie. Akurat ofiary gwałtów nie chcą mówić o tym, co je spotkało, bo jest społeczne napiętnowanie takich osób, a nie bo wszyscy policjanci są źli. Bo rozumiem, że Wasza wiedza dotycząca gwałtów bierze się z autopsji, a nie z artykułów w internecie, prawda? Zresztą nie przyszłam się tu rozwodzi nad tym, że gwałty są dobrze ścigane w Polsce czy ten system kuleje. Bo nawet jeśli kuleje, to i tak podtrzymuję to, że nie podoba mi sie Wasz pomysł, nie przemawia do mnie i tyle.
      Oczywiście, gdybym siedziała na komisariacie, próbując złożyć zeznania dotyczące popełnionego na mnie przestępstwa, a policjant traktowałby mnie, jak kretynkę, to wkurzyłabym się. Ale nie wybiegła z płaczem i foszkiem. Ale ustaliliśmy już, że moje metody są inne niż Wasze czy bohaterki.
      Krytykuję, bo nie podoba mi się to, co napisałyście. Tak samo, jak krytykuję film czy książkę czy muzykę. Wypisuję co mi się nie podoba i tyle. Nie nazwałam Was idiotkami, nie zasugerowałam, że nie umiecie pisać, etc., etc. Świat taki już jest, że nie wszystkim się wszystko podoba i jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Nie wiem też kim jest koleżanka z truskawką w tle. I nie do końca rozumiem do czego pijesz, mówiąc o zderzaniu twórczości. Przede wszystkim wyrażając opinię nie mam obowiązku wysyłania Wam swoich dzieł, abyście czasem nie pomyślały, że jestem zawistną autoreczką, zazdrosną o fejm. Nigdy nie odczuwałam potrzeby publikacji tego, co pisałam za czasów szczenięcych, a jeśli wydam kiedyś książkę, to na pewno poinformuję.
      Nie mam konta na blogspocie, a po to, by dodać kilka komentarzy nie widzę konieczności zakładania takowego. Prywatnego maila nie połączę, bo na tyle chronię swoją prywatność, że nie muszę tutaj przedstawiać się imieniem i nazwiskiem, bo tak samo, jak Wy ukrywacie tożsamość za pseudonimami, ja ukrywam ją za anonimowym komentarzem, który kurczę, jednak podpisuje swoim imieniem.
      Pozdrawiam i milknę, bo rozmowa idzie w kierunku, w którym nie życzę sobie, aby poszła. Pozdrawiam i sukcesów życzę.

      Usuń
    6. O dziewczę, aleś teraz arogancją rozkwitła. Oczywiście, nie wątpię, że w stanie szoku i paniki byłabyś w stanie jasno i klarownie myśleć, taka z ciebie Merysujka, lepsza od tych wszystkich idiotek, co dają się mordować.

      Obrzydliwa postawa. Przeobrzydliwa.

      I sorry memory, ale nie zasugerowałysmy nigdzie, że wszyscy policjanci są źli. Co najwyżej, że idiotów i buców w mundurkach trafia się zbyt wielu. Uprzejmie zatem proszę o nie przypisywanie nam wypowiedzi, których nigdy nie popełniłyśmy, Z góry dziękuję.

      No dobra, ty byś nie wybiegła, ale to chyba nie oznacza, że wszyscy powinni się zachowywać jak ty, a jeśli zachowują się inaczej to jest to nierealne? Ludzie są różni przecież...

      Przeciwko krytyce, już mówiłam, nic nie mamy, ale krytyka nader często spotyka się z polemiką, takie prawo krytykowanego. Jak złozysz jedno i drugie do kupy wyjdzie dyskusja :)

      Usuń
    7. Już naprawdę ostatni, bo nie umiem się w swojej arogancji i bezczelności powstrzymać - tak, w momencie zagrożenia jestem w stanie myśleć klarownie i jasno. Tego uczyli mnie na wszelakich kursach sztuk walki. I kilku innych przydatnych rzeczy. Polecam szczerze każdej z idiotek, pozwala wykształcić w sobie arogancką Mary Sue, która jest w stanie nie popełniać idiotycznych decyzji i wystawiać się na zagrożenia na własne życzenie.
      Żeby była jasność, nie uważam, że każda ofiara sama prosiła się o swój los, ale często głupota jest powalająca. Taka sobie selekcja naturalna.

      Usuń
    8. LOL. Ubawiłaś mnie setnie. Widzisz, kursy samoobrony i sztuk walki uczą mnóstwa przydatnych rzeczy, ale nie jasnego myślenia w sytuacjach podbramkowych, z bardzo prostego powodu: otóż tej umiejętności można się nauczyć jedynie w praktyce. Na kursach nie da rady. No i nie zawsze w ekstremalnej sytuacji da się myśleć jasno, nawet gdy ma się tę umiejętność wypraktykowaną. Myślisz, że policjanci, lekarze czy strażacy nie wpadają w szok?
      Więcej pokory i empatii życzę.

      Usuń
  8. W szoku różne rzeczy można robić, także wsiąść do samochodu z obcym i realizm nie klęka. Osobiście pamiętam sprawę z USA, w której dziewczyna, podróżująca autostopem, została niemal zgwałcona przez kierowcę, który ją podwoził. Zdołała uciec, wpadła na faceta, który obiecał jej pomoc, więc wsiadła do jego samochodu. Niestety gość nie był rycerskim Stefanem, tylko seryjnym mordercą, więc nieszczęsną dziewczynę potem wyjęto z rowu, martwą. Jak wyguglam, to rzucę nazwiskami. Ludzie w szoku naprawdę robią przeróżne rzeczy, niekoniecznie logiczne i policjant akurat powinien to wiedzieć, ponadto jawne nabijanie się z osoby zgłaszającej przestępstwo jest zachowaniem totalnie nieprofesjonalnym, do tego poważnie trącącym bucerą. Ja bym tam z bucami piątala nie przybijała, ale co ja tam wiem...

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wierzę, że zostałam wywołana do tablicy, akurat wtedy, kiedy postanowiłam tu zajrzeć.
    No to tak:
    1. Jestem zalogowana (wygląda na to, że opinia użytkownika zalogowanego jest bardziej wartościowa niż anonima, bo... BO TAK)
    2. Zderzyłam waszą twórczość z moją (niestety piszę dla znajomych i nie publikuję swoich prac nigdzie, nie sprawdzicie więc na podstawie moich tekstów czy posiadam odpowiednie kompetencje do krytykowania).
    Poprawiłyście język, którym się posługujecie pisząc. I to w zasadzie tyle. Język już na plus, natomiast pomysł mi nie podchodzi. Na tym rozdziale zakończę czytanie opka, skoro mi się nie podoba, to nie będę się męczyć, a was krytykować, bo jak widać przeżywacie krytykę dość mocno, a mi się nie chce wdawać w kolejne słowne przepychanki. Raz mi w zupełności wystarczył.

    Swoją drogą... Ciekawa sprawa. Do chwalenia i klepania po główce to nie trzeba być ani zalogowanym, ani Wielkie Zderzanie Twórczości jest niepotrzebne, aby mówić komuś dlaczego coś się podoba i co jest robione dobrze.

    Trwajcie jednak w pisaniu, bo tak jak Natka wspominała, jednak wyróżniacie się w twórczości internetowej.
    Koleżanka z truskawką w nicku, bez odbioru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Jestem zalogowana (wygląda na to, że opinia użytkownika zalogowanego jest bardziej wartościowa niż anonima, bo... BO TAK)

      A może by tak czytanie ze zrozumieniem zastosować? Bo na razie zaczęłaś od imputowania mi zupełnie czegoś innego co było w moim zamyśle.
      Anonimem każdy potrafi każdego zjechać a jak nawet posiada login internetowy to można z nim podyskutować, skonfrontować etc. Chodzi o poziom odwagi ja mam odwagę krytykować i podpisywać się jako Fiolka i każdy w każdej chwili może się ze mną skontaktować jak ma jakiś problem, nie potrzebne są mu do tego imię i nazwisko namiary mam na każdym blogu.

      I wybacz jak mnie coś męczy to tego nie czytam nie jestem masochistką i naprawdę klepanie po główce mnie nie interesuje, ale skoro ktoś już komentuje i krytykuje a ja uważam tę krytykę za wyssaną z palca to mogę odpowiedzieć? Jak mi ktoś z anonimu napisze "Wspaniale opko wzruszyłam się" to mam mu odpisywać twierdząco czy przecząco?
      Nagła zdublowana krytyka w tym samym tonie z podobnymi argumentami jest podejrzana i znajdź mi taką osobę, której podoba się jeśli ktoś wytyka mu kompletne głupoty nie podparte żadnymi faktami. Jeśli chodzi o styl, ba nawet ilość epitetów czy też pomysł bo nudny bo taki to jestem się w stanie zgodzić. Ale jeśli sadzi się pierdafony o tym jak to osoba molestowana, czy prawie zgwałcona powinna się zachowywać i jak to się uczyło na kursach o tym jak reagować to przepraszam ale mam ochotę schować twarz w dłoniach i buchnąć rechotem. A bez Was czy z Wami dalej będziemy pisać bo to lubimy i naprawdę żyłka nam ze złości nie pękła ;)

      Usuń
    2. "Nie wierzę, że zostałam wywołana do tablicy, akurat wtedy, kiedy postanowiłam tu zajrzeć. "

      Cóż za wstrząsający zbieg okoliczności :>

      " Na tym rozdziale zakończę czytanie opka, skoro mi się nie podoba, to nie będę się męczyć, a was krytykować, bo jak widać przeżywacie krytykę dość mocno, a mi się nie chce wdawać w kolejne słowne przepychanki."

      A to już, przepraszam, nie wolno nam polemizować z tymi fragmentami krytyki z którymi się nie zgadzamy? Czyżby krytykę należało przyjmować ze spuszczonymi oczęty, rączkami w małdrzyk i buzią w ciup, grzecznie przytakując krytykowi? To dla mnie nowość jest.

      Usuń
  10. Ja powiem tak.
    Zaczęłyście z grubej rury.
    I z fabułą, i z komentarzami, które się tu pojawiają, jak i swoim zdaniem na temat własnej twórczości.
    Pamiętajcie jedno, nawet jeśli ktoś powie Wam, że jesteście kompletnymi ciapami w kwestii tworzenia opowiadań, to nie załamujcie się, ale dążcie do tego, żeby w przyszłości zmienił o Was zdanie :)
    Postaram się być u was regularnie, ale sama nie wiem, czy nie wyniknie coś, co mi to uniemożliwi :)
    Odniosę się tak minimalnie do tego, o czym konwersowałyście z niejaką Nitką. Czy gdyby wszystko działo się tu szablonowo, statystycznie, to czy chciało by się to czytać, czy zainteresowałaby sama treść? Dla mnie ten niekonwencjonalny pomysł jest swego rodzaju przyciąganiem celowym czytelnika, bo zaciekawia, intryguje. Jednak nie zamierzam podważać niczyjego zdania. Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłam :)
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziewczyny kiedy następny fragment? Dałyście się zniechęcić paroma durnymi komentarzami? Minęły wieki, zaraz sama zacznę konkurencyjne opowiadanie :D Wiem że pewnie jesteście zajęte ale no już nie mogę się doczekać!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zniechęcamy się tylko ostatnio nekają nas choróbska z brakiemvczasu na przemian.

      Usuń
  12. 54 years old Help Desk Operator Ferdinande Foote, hailing from Manitou enjoys watching movies like Not Another Happy Ending and Drama. Took a trip to Three Parallel Rivers of Yunnan Protected Areas and drives a Ferrari 250 GT LWB Berlinetta 'Tour de France'. czytalem to

    OdpowiedzUsuń